W piątek 20 stycznia spotkaliśmy się, aby porozmawiać o książce Anny Szafrańskiej “Jeden błąd”. To nie jest książka, do której powrócilibyśmy znów mimo, że nasza dyskusja trwała prawie dwie godziny!
Kolejną książką, którą przeczytamy jest “Trzech panów na włóczędze” Jerome K. Jerome. Lekturę przeczytał Wojtek i napisał dla nas krótką recenzję:
TRZECH PANÓW NA WŁÓCZĘDZE
Jerome Klapka Jerome, Trzech panów na włóczędze, Przekład Leszek Muszyński, Zysk i S-ka Poznań
2011, s. 250, oprawa miękka.
Lekturę rozpocząłem zupełnie nieobeznany z życiem i twórczością autora, stąd przez pewien czas nie
mogłem akcji umieścić w czasie. Fabuła wydawała się prawie współczesna, tymczasem pierwsze
wydanie powieści miało miejsce w 1900r. Dezorientacja wynikła z faktu, że celem ,,Trzech panów…”
jest nie tyle przedstawieniem historii, lecz wywołanie śmiechu u czytelnika. To zbór anegdot z których
większość dotyczy niemieckiej duszy ,,widzianej” piórem angielskiego humorysty.
Lubię angielski humor zwłaszcza czarny i purnonsens, ale ten od Jerome rzadko tylko wyzwalał
uśmiech. Rozczarowanie było tym większe, że wyczytałem o ogromnej popularności w wiktoriańskiej
Anglii(i nie tylko) innej powieści pisarza ,,Trzech panów w łódce”.
Być może autor dostał zlecenie napisania przewodnika turystycznego po Cesarstwie Niemieckim
Wilhelma II. Wywiązał się z niego nietypowo, choć pod pewnym względem znakomicie stosując
motto: ,,Zwykle, jak wierzę, pierwsze wrażenie daje … lepszy obraz niż opinie ukształtowane przez
dłuższy kontakt z jakimś zjawiskiem, albo też wyrobione pod wpływem innych.”
Wrażenie Drugiej Rzeszy i jej obywateli AD. 1900, mimo uszczypliwości- idylliczne. To państwo sytych,
szczęśliwych, uczciwych, dobrych i czystych, choć niezbyt rozgarniętych ludzi, czasami nawet lepszych
od Anglosasów ( co w ustach mieszkańca kraju nad Tamizą jest szczytem pochlebstwa). Jerome
podziwia wspólnotę, egalitaryzm, równouprawnienie, sytuację gdy dozorca i profesor uniwersytetu
bez czyjejkolwiek nobilitacji lub ujmy rozmawiają przy piwku z ,,wurstem” lub idą do opery.
Kpinę i szyderstwo autor rezerwuje dla bezdyskusyjnego podporządkowania się prawu,
porządkowaniu przyrody w której nawet żuczek nie będzie deptał trawnika, lecz chodził wysypaną
żwirkiem alejką spacerową, a ptaszki swe odchody skrzętnie schowają w specjalnie dla nich
zbudowanych budkach.
Proroczo dla mnie zabrzmiała anegdotka o polewaczu ulic, który stracił panowanie nad swoją sikawką
robiąc krzywdę (mocząc) wielu przypadkowych ludzi. Niedaleka przyszłość 1914 i 1939r., pokazała, że
nawet naród dobrych i zaradnych ludzi, może krzywdzić innych gdy zatraci zdolność samodzielnego
myślenia, oddając ją grupie dobrych aniołów przy władzy, aniołów takich jak: Bismarck, Wilhelm II,
Hitler. I tak oto zbiór anegdot nastroił mnie do rozważań historiozoficznych.
Powieść dla wielbicieli żartobliwych anegdot. Jak głosi blurb wydania: opowieść o przygodach nie
mogąca posłużyć za bedeker podróży dookoła Niemiec. Czy śmieszna oceńcie sami.Wojciech Przychodzki
Widzimy się 10 lutego o godzinie 17:00 w bibliotece. Do zobaczenia!